Strony

niedziela, 19 stycznia 2014

Bliźniacze porady - Spacery z bliźniakami

Czyli o tym jak nie zostać więźniem w swoim domu.

Jak to zrobić, żeby samodzielnie wyjść z dziećmi na spacer nie czekając aż mąż wróci z pracy? Takie pytanie nie dawało mi spokoju przez cały pierwszy miesiąc życia dziewczynek. Mam już taką naturę, że im więcej problemów - tym silniej szukam rozwiązania. Nie potrafię siedzieć z założonymi rękami, wolę traktować przeszkody raczej jako wyzwania. 
A na czym dokładnie problem polegał? Ponieważ winda w bloku stara i mała, żaden wózek bliźniaczy by się do niej nie zmieścił. Dlatego nasza limuzyna "mieszkała" długo złożona w bagażniku samochodu (dopóki nie udało się zrobić porządku w wózkowni, która jest raczej graciarnio - rowerownią). Tak czy inaczej dzieci trzeba jakoś znieść z 3. piętra. Ręce dwie, dzieci dwoje - niby na pierwszy rzut oka wszystko gra, ale... jeszcze torba z milionem niezbędnych drobiazgów do zabrania, muszę się jakoś wydostać z mieszkania, zamknąć drzwi.... Oczywiste stało się, że będę potrzebować przynajmniej jednej wolnej ręki (rodzice bliźniąt odkrywają ile można zrobić jedną ręką, nawet buty da się "zawiązać";))

Krok pierwszy

Źródło zdjęcia: Sklep Zielona Mama
Jedno dziecko musi zostać "przytwierdzone" do mamy. Pierwsza myśl - chusta, ale zamotanie się trwało dłużej niż zejście do auta, a że zaczęliśmy spacerować zimą, dzieci niecierpliwiły się zgrzane w kombinezonach. Tu trzeba działać szybko. Szukałam, aż znalazłam - coś, bez czego na pewno bym sobie nie poradziła i co ratuje nam skórę nie tylko przy wyjściach na spacer: nosidło ergonomiczne Bondolino (pieszczotliwie nazywane przez nas "Bondo"). Szybko, sprawnie i samodzielnie można umieścić w nim nawet maleńkie dziecko bez szkody dla jego kręgosłupa. 
Pierwsze samodzielne wyjście było powiedzmy połowicznym sukcesem - wydostałam się z domu, ale odkryłam, że system nie jest jeszcze doskonały... Hania w nosidle, Zuzia wierci się pod pachą, torba na ramieniu zjeżdża co chwilę. Nawet kiedy dziewczynki ważyły po 3 kilo każda - to było za dużo! 

 

Krok drugi

Jak to zrobić, żeby nie dźwigać? "Bondo" sprawdzało się rewelacyjnie, ale co z resztą? Nagle mnie olśniło! Znalazłam pojedynczą spacerówkę, Peg Perego Pliko P3, do której można wczepić fotelik samochodowy. Co więcej składa się jak parasolka, więc nie zajmuje dużo miejsca w domu i można ją łatwo spakować do samochodu. Od tego momentu moje wyjścia stały się prawdziwą przyjemnością, wystarczyło: 
  • Ubrać dzieci i siebie.
  • Znów rozebrać się, rozebrać obydwoje dzieci (żeby się nie zgrzały) i przewinąć dziecko, które postanowiło akurat w momencie wyjścia zrobić kupę.
  • Ubrać siebie i dzieci na nowo. Przy odrobinie szczęścia, historia nie powtarzała się z powodu kupki u drugiego dziecka, uff
  • Zapakować jedno dziecko i torbę do spacerówki z wczepionym fotelikiem (teraz, kiedy dziewczynki są już większe, po prostu do spacerówki).
  • Umieścić drugie dziecko w nosidle.
  • DWIE RĘCE WOLNE! Marzenia o powrocie do domu i wzięciu prysznica zanim jeszcze wyszliśmy odganiam z myślą o tym jak genialne jest rozwiązanie, dzięki któremu prawie nie muszę dźwigać. :D
  • Zjechać windą na dół.
  • Dotrzeć do samochodu.
  • Przełożyć dzieci do auta.
  • Wyjąć i rozłożyć bliźniaczy wózek z bagażnika.
  • Złożyć pojedynczy wózek i spakować do bagażnika.
  • Przełożyć dzieci do wózka.
Właściwy spacer zaczynałyśmy po ok 15 min. od wyjścia z domu. Właściwie często jeździłyśmy na spacery do różnych parków Wrocławia, bo dzięki temu miałam chwilę odpoczynku za kierownicą między kolejnymi fazami, a dzieci i wózek i tak były już w samochodzie. To był jedyny plus przechowywania limuzyny w aucie.
Myślę, że zrozumiecie moje uczucie ulgi, kiedy po 8 miesiącach udało się nam "wydrzeć" kawałek miejsca na bliźniaczy wózek w wózkowni. Tym bardziej, że procedurę trzeba było powtórzyć w odwrotnej kolejności, żeby wrócić. Teraz nie trzeba nic składać i rozkładać, a system nadal działa - uff. 

Wiem, brzmi to strasznie i nie było lekko (właściwie w dosłownym rozumieniu jest coraz bardziej ciężko), ale warto (Co widać na zdjęciach poniżej :))!!! Dziewczynki codziennie są na spacerze w sensownych porach dnia, ja nie czułam się "uwięziona" z nimi w domu - a to straszne uczucie, a przy okazji udało mi się dosyć szybko odzyskać sylwetkę dzięki codziennym wysiłkom ;)
Nasze bliźniacze podboje

2 komentarze:

  1. Witam! Jestem w 13-tym tygodniu ciaży bliźniaczej. Po początkowej euforii zaczynają dopadać mnie wątpliwości jak sobie poradzę z moimi Bomblami. Przyznaje, że wyjście z domu to jedna z rzeczy, która przeraża mnie najbardziej. Coraz częściej rysuje mi się obraz mój i dzieci jako wieźniów we własnym domu:(. Bo co w sytuacji jak się mieszka na 4 piętrze, windy brak, a i o wózkowni nie ma co pomarzyć...:/ Przez głowę przeszło mi trzymanie wózka w samochodzie, ale trzeba się do niego jeszcze dostać. Doszukałam sie nosidełek dla bliźniąt, ale są dedykowane dla dzieci powyżej 6 miesiąca...Będę wdzięczna za jakąś pomoc logistyczną:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nosidła ergonomiczne są w takim przypadku pomocne. Ja korzystałam ze wspomnianego Bondolino, jest sporo innych firm. Można z nich korzystać od pierwszych dni/tygodni życia dziecka. Oczywiście wszystko zależy od dojrzałości malucha, jego ogólnej kondycji itd. Ja zaczęłam nosić dziewczyny w Bondolino kiedy miały ok 1 miesiąc i ważyły pewnie niecałe 3 kg... Oczywiście tylko aby dojść do wspomnianego samochodu, gdzie trzymałam wózek, ale była to była wielka pomoc. Wstrzymałabym się chyba jednak z zakupem aż do narodzin dzieci, są sklepy w których można poprzymierzać różne nosidła ergonomiczne, wypożyczyć, żeby przetestować, zanim się kupi. Bez windy to faktycznie problem... Nie zazdroszczę ale i rozumiem Pani obawy. Na pewno znajdzie Pani jakieś rozwiązanie, rodzice bliźniąt są wyjątkowo pomysłowi- muszą! :) Czasem warto się przełamać i poprosić o pomoc kogoś z sąsiadów. Może jakaś starsza Pani, która wychodzi na spacery z pieskiem mogłaby pomóc - potrzymać chociaż jednego malucha, kiedy Pani będzie zamykać drzwi itp. Dla mnie też nie było to łatwe, ale czasem trzeba uznać siebie za tego potrzebującego pomocy. Kiedy już się zaakceptuje ten fakt, dookoła znajduje się sporo dobrych ludzi! :) Na forum Bliźniaki.net znajdzie Pani pełno wspomnień dotyczących tego jak radziły sobie inne bliźniacze mamy.

      Usuń