Strony

niedziela, 1 czerwca 2014

Fajne dziecko

Jakiś czas temu pisałam o współczesnym wizerunku "fajnej mamy". Tym razem, przy okazji Dnia Dziecka, dzielę się swoimi obserwacjami dotyczącymi "modelowego malucha". Temat jest chyba jeszcze trudniejszy i bardziej drażliwy. Przede wszystkim dlatego, że żyjemy w czasach niżu demograficznego. Dzieci nie są już tak oczywistym elementem rzeczywistości i świata wokół nas, jak dawniej.


Dziecko dojrzałych rodziców

Granica wieku, kiedy współczesne pary decydują się na powiększenie rodziny niebezpiecznie się przesuwa. Dlaczego niebezpiecznie? Ponieważ zbliża się do punktu, w którym z chcieć do móc jest coraz dalej. Dzieci przychodzą na świat jako wyczekane pociechy świadomych rodziców, którzy mają skonkretyzowane oczekiwania. Rodziców oczytanych, znających wszystkie możliwe metody wychowawcze, skoncentrowanych na rozwoju swoich pociech. To wspaniałe, że maluchy są tak ważne w życiu dorosłych. Przecież o to chodzi, aby stworzyć możliwie najlepsze warunki dla ich dorastania. Dokonała się swego rodzaju rewolucja w świadomości oraz respektowaniu praw dziecka. Ale za bardzo cienką, nieraz zatartą granicą, czai się nadopiekuńczość, chęć kontroli życia dziecka w każdym aspekcie i współczesny model rodzica -"helikoptera", nieustannie kołującego nad swoim dzieckiem. Wychowanie, w którym jedynie rodzice mają prawo kształtować moralność  swojego dziecka, a każdy, kto śmiałby zwrócić mu uwagę, że "nie wolno", albo, "że należy" - jest wrogiem. Maluch umieszczony w centrum wszechświata swoich opiekunów, pod szklanym kloszem, przez który reszta świata może go jedynie podziwiać, od początku dźwiga brzemię spełniania wyobrażeń i oczekiwań dorosłych.

Dziecko społecznie nieszkodliwe

Z drugiej strony mamy tę część społeczeństwa, która na hasło dzieci, odpowiada "nie dziękuję". Równie świadomą i dojrzałą. Wśród nich, coraz więcej osób, u których naturalne zachowania maluchów budzą w najlepszym wypadku niesmak, czasem wręcz obrzydzenie. Którym przeszkadza hałas, wieczny bałagan i "zadyma" towarzyszące harcom dzieciaków. Są sąsiedzi, którzy zamykają ostentacyjnie okna albo krzyczą domagając się ciszy na podwórzu. Są eleganckie młode kobiety, wpatrujące się z niedowierzaniem w poplamione bluzeczki albo spodenki. Są spojrzenia pogardliwe wobec dzieci, którym coś się nie uda. Spojrzenia karcące za chęć nawiązania kontaktu, czasem za sam fakt istnienia, przynajmniej w przestrzeni publicznej. Spojrzenia pełne przerażenia (szczególnie na widok bliźniąt). Czasem w tych spojrzeniach można wyczytać: "Jak już masz te swoje dzieci, to zrób coś, żeby nie przeszkadzały innym". Dzieci w tramwaju to zmora, co dopiero w muzeum, teatrze? W restauracji - nie do pomyślenia! W parku jakoś się je toleruje, ale i tak drażnią, bo trzeba uważać, żeby nie zdeptać, nie rozjechać...

Wspólny front

Niezależnie od poglądów i scenariusza życiowego, jaki wybierają współcześni młodzi ludzie - posiadają dzieci, czy nie - budują spójnie realia. Powstaje świat, w którym nie ma miejsca na zwyczajne dzieciństwo - z brudnymi i potłuczonymi kolanami, buziami nadającymi bezustannie o wszystkim dookoła i pytającymi wciąż na nowo "a dlaczego?". Z oczami tryskającymi radością i energią. Z patykiem w ręku, garścią kamieni w kieszeniach i planem przygody w małej główce. Z iskrą niepokory i z ciągłym testowaniem granic tego co wolno, a czego nie. Z gąsienicą w słoiku, nosem przy ziemi tropiącym mrówkę. Z upadkami i potknięciami. Z satysfakcją z samodzielnego pokonania trudności, z własnego odkrycia.

Dziecko medialne

Takie dzieci się już nie "sprzedają". Nie zadziwiają, nie uwznioślają, mało kogo rozczulają. Dzieci we współczesnych mediach, a co za tym idzie w śwaidomości społecznej, muszą być osadzone w hasłach "lifestyle", "design" albo "eko". Nawet samo rodzicielstwo brzmi już jakoś dziwnie, teraz wszystko jest "parentingowe". Maluchy przedstawiane są jako wystylizowane, wszechstronnie wykształcone, rozgarnięte, rezolutne. Bystre, elokwentne, odzywają się tylko wtedy, kiedy są o to proszone i zawsze sensownie. Potrafią "zachować się" w każdych okolicznościach. Czasem pozwala im się na odrobinę spontanicznej radości. Głównie w idealnie zaprojektowanym wnętrzu ich pokoju, bo na dworze mogłyby się pobrudzić. Jadają z apetytem szparagi i fenkuły. W restauracji zachowują się zgodnie z etykietą. Od samego początku swego istnienia uczestniczą w pełni w życiu rodziców, które nie musi ulegać za bardzo modyfikacjom. Biorą udział w podróżach po całym świecie, spotkaniach towarzyskich, zakupach w wielkich centrach handlowych, zajęciach jogi, czy fitness swoich mam, seansach kinowych. Są kreatywne i twórcze. Grają na 3 instrumentach, mówią w 3 językach (w tym po chińsku), jeżdżą konno, grają w tenisa, tańczą w balecie. Od kołyski wiedzą jakie zabawki są "na topie" i gardzą innymi. Są miłym i wdzięcznym dodatkiem w życiu dorosłych. Nie przeszkadzają, potrafią pocieszyć, a nawet przytulić. Znajomi, nawet Ci, którzy nie widzą siebie w roli rodziców, lubią je, bo są urocze, a kiedy trzeba - niewidzialne.

Nie tylko w Dzień Dziecka

Drodzy rodzice i nie rodzice, Ci którzy szaleją na punkcie dzieci i którzy robią skwaszoną minę na samą myśl o niemowlaku!  
Pozwólcie dzieciom być dziećmi.

2 komentarze:

  1. Kręgle spisują się rewelacyjnie! :) Są trochę usztywnione u podstawy i nie tak łatwo je przewrócić, więc sporo frajdy przy kolejnych próbach. Niedawno były w Tchibo.

    OdpowiedzUsuń