wtorek, 19 maja 2015

Na dobranoc - KOŃ!

Czyli o mistrzowskim poziomie absurdu w codziennym życiu z dziećmi :)


Uwielbiam grupę Monty Pythona, literaturę iberoamerykańską, filmy takiej, jak "Bazyl. Człowiek z kulą w głowie" i kabaret Mumio. Pewnie dlatego tak dobrze czuję się "w pediatrii". Zapytacie może: co wspólnego ma latający cyrk ze światem dzieci? Ogromną dozę absurdu, który bawi mnie do łez, czasem rozczula, a czasem nawet wzrusza. Być może  dlatego, że wyobraźnia dzieci nie zna granic, może przez to, że za wszelką cenę chcą zrozumieć nawet to, co niewytłumaczalne? Dzieci są mistrzami absurdu! Dlatego uwielbiam być mamą i pracować w ich otoczeniu ;)



Maluchy od samego początku są też niezłymi ekonomami. Aby rozwijać nowe umiejętności, muszą dostrzec, że im się to opłaci. Będą w stanie same dostać się do zabawki, jeśli zaczną się turlać, zrobią to jeszcze szybciej, gdy będą czworakować itd. Dlaczego z rozwojem mowy miałoby być inaczej? Badania naukowe pokazują, że bliźnięta zaczynają mówić w mniej więcej tym samym czasie co inne dzieci, ale z kim bym nie rozmawiała, doświadczenia domowe pokazują coś nieco innego. Hania i Zuzia w każdym razie nie czują zbyt wielkiej potrzeby mówienia. Przecież od zawsze rozumieją się bez słów - wystarczy, że na siebie spojrzą i wiadomo, że właśnie zaczął się wyścig po ulubioną zabawkę, albo, że oto oficjalnie i solidarnie postanowiono o zakończeniu posiłku i już ani łyżeczka nie przekroczy bariery zaciśniętych ust. Owszem, kilka słów okazało się całkiem przydatnych - ich imiona, "oddaj", "idź" i "chodź" są w ciągłym użyciu, ale po co więcej? W razie potrzeby zawsze można pokazać co się chce...

Nauka mówienia musiała stać się jakiś czas temu kolejną zabawą. Codziennie dziewczynki poszerzają słownictwo i dumnie prezentują nam nowe umiejętności lingwistyczne, kiedy wracamy po pracy do domu. Pewnego dnia, na tapecie były akurat zwierzęta. Jako dwulatki dziewczyny odkryły też z rozczarowaniem prawidłowość, że kiedy się śpi, to się nie bawi, w związku z czym wieczorami zaczęły wymyślać przeróżne preteksty, aby nie kłaść się do łózek. A to pić, a to siusiu, a to baja (miganie się od spania było jedną z silniejszych motywacji do opanowania niezbędnych słów). Wspomnianego wieczoru, już po ułożeniu do snu, zgaszeniu światła i mylącej chwili ciszy usłyszeliśmy wołanie. Zuzka krzyczała "tatoooo" zawadiackim tonem, jakim dzieciaki wołają do swoich mam z podwórka, że "jeszcze chwilę".
- Tatoooo...! - dobiegło nas kolejne niskie, łobuzerskie i głośne wołanie. - No taaatoooooo!!!
Kiedy A. wreszcie zajrzał do pokoju, gotowy zmierzyć się z codzienną porcją wieczornych zachcianek, zapytał nieco zrezygnowanym tonem:
-Co takiego?
Usłyszał w odpowiedzi jednoznaczne, pewne i konkretne:
- KOŃ!

Absurdalne sytuacje jak ta zdarzają się codziennie i w domu i w pracy. Żaden opis nie odda sedna tych sytuacji, komizmu sytuacyjnego. Mogę Wam jedynie życzyć, abyście potrafili je dostrzegać i cieszyć się nimi we własnych domach, bo jestem pewna, że i Wasze pociechy potrafią rozłożyć na łopatki jednym krótkim słowem ;)

Trochę z premedytacją, żeby podsycać wyobraźnię dziewczyn, a trochę dla czystej przyjemności własnej lektury, zapełniam półki książkami dla dzieci, które zawierają sporą dozę absurdu.

Absurdalna biblioteka

Przedstawiam kilka naszych ulubionych pozycji:


Seria książek Herve Tulleta, ze sztandarową pozycją "Naciśnij mnie" to absolutny hit, odkąd pojawiła się na naszej półce. Właściwie mało zcasu książka spędza na półce, bo cały czas jest "w użyciu" ;) Niby to tylko kropki na kartkach, ale nie znam dziecka, któremu nie spodobałoby się naciskanie, pocieranie, potrząsanie i zdmuchiwanie ich na kolejnych stronach książki.

"Otwórz bardzo ostrożnie. Uważaj na palce!" Nicoli O'Bryne i Nicka Bromley'a, to przezabawna bajka, która miała być o brzydkim kaczątku, ale wkradł się do niej... ogromny krokodyl! Kombinujemy razem z kaczątkiem jak się go pozbyć, bo strasznie głodny, zaczął zjadać litery. Kołyszemy, potrząsamy, aż w końcu gad wygryza dziurę w książce i sam z niej czmycha.

"Bromba i inni" Macieja Wojtyszko - już dla nieco starszych dzieci albo rodziców. To jedna z moich ulubionych książek, pełna dziwacznych postaci, zupełnie fantastyczna! A do tego bardzo zabawna i nieco poetycka. Spotkanie z Pciuchem, który zamieszkuje czas, precyzyjną Brombą, Fikandrem zakochanym w Malwince, czy Vicewesrami powstałymi z figli znudzonych luster rozwija wyobraźnię i przesuwa horyzont gdzieś daleko, poza znany nam wymiar.

 Dla dorosłych dzieci ;)

"Krulewna Śnieżka" Bohdana Butenko to nowa wersja znanych bajek dla dzieci - bez ściemy, owijania w bawełnę, "true story" - trudno znaleźć najtrafniejsze określenie. Nie chodzi o banalny wybieg, jakim byłoby wplecenie paru przekleństw, czy spłycenie opowieści. Wręcz przeciwnie - bajki dzieją się w równoległym wymiarze, toczą się na okrągło, co czasem nieco męczy bohaterów, czasem do znanego, utartego scenariusza wkradają się drobne potknięcia. Gdyby dzieciaki (bo to nie historie dla dzieci, tylko dla dzieciaków właśnie), miały swój odpowiednik "Siekierezady", opowiadano by im tam właśnie takie bajki.   


"Motor Kupił Duszan" Dariusza Basińskiego. To po prostu trzeba przeczytać. Najlepiej wieczorem, po długim dniu pracy, kiedy nie przyjmujemy już nic oczywistego ani koniecznego.


PS. 

Ściskamy kciuki i liczymy, że uda nam się kiedyś zobaczyć drukiem książkę autorki zaprzyjaźnionego bloga "Kotmania", którą poznałyśmy "zakulisowo" i która świetnie wpisują się w pierwszą część listy. Marta ma ogromny talent i świetnie rozumie dzieci, jest polskim Tulletem w spódnicy ;) Powodzenia!!!

PS 2. 

Gdyby przypadkiem czytał to jakiś wydawca książek dla dzieci, chętnie pokieruję pod właściwy adres! ;)

2 komentarze:

  1. :) U nas właśnie Bromba na tapecie:) Mój trzyletni synek nie może się zdecydować, czy mamy nazywać go Pućkiem czy też Glusiem. A młodszy już został Prztymuclem, bo Julek to prawie jak Nulek;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :* a Kon <3 <3

    OdpowiedzUsuń