Walentynki dla proepidemików
W świecie realnym dotykam niejednokrotnie poważnych problemów. Tych prawdziwych. Jestem lekarzem z zacięciem do pracy naukowej. To, co cenię w swojej pracy najbardziej, to możliwość bycia z ludźmi - każde dziecko, każdy rodzic to nowa historia, z którą trzeba się zmierzyć, nowe wyzwanie. Każde spotkanie z pacjentem, to też emocje. Prawdziwe spotkania i prawdziwe doświadczenia kształtują mnie nie tylko zawodowo, ale i jako osobę. Problemy kliniczne, problemy medyczne, które napotykam prowadząc pacjentów są napędem dla mojej pracy naukowej oraz dla nieustannego dociakania i rozwijania aktualnej wiedzy. Nie wiem co to znaczy "nie zabierać pracy do domu", żyję medycyną. Te namacalne doświadczenia znajdują poparcie we wnikliwej analizie teoretycznej. Dzielę się nimi tutaj - w świecie internetowym. Wydawało mi się, że moja wiedza może być użyteczna dla ludzi z równie realnymi potrzebami i wątpliwościami.
Z roku na rok okazuje się jednak, że mam konfrontować swoje prawdziwe doświadczenia z z coraz bardziej wydumanymi zarzutami i coraz większymi absurdami i przyznam szczerze, że zaczynam mieć poczucie traconego czasu. Proszę Państwa, wirus odry istnieje, niezależnie od tego, co orzeka sąd niemiecki, czy jakikolwiek inny. Co więcej - wywołuje on poważną chorobę, o której możecie przeczytać tutaj. Przerabiałam już polemikę dotyczącą wielu teorii wiązanych ze szczepionką MMR, ale żeby w XXI w. trzeba było wracać do udawadniania istnienia patogenów chorobowych!?
Pisałam też o ospie wietrznej, istnienia tego wirusa zdaje się nikt jeszcze nie podważył - może dlatego, że nadal widujemy wiele przypadków. Osobiście widziałam nawet wiele przypadków ciężkich powikłań, kończących się wielotygodniowym leczeniem na oddziale intensywnej terapii, czy koniecznością prowadzenia skomplikowanych zabiegów chirurgicznych mających odtworzyć powłoki ciała, które uległy martwicy wskutek nadkażenia ospy. Widziałam noworodki z ciężką ospą wietrzną i osoby w immunosupresji, które były bliskie śmierci z powodu tego zakażenia. Każdemu temu przypadkowi można było zapobiec.
Od lat zastanawiam się nad tym, dlaczego akurat wokół szczepień ochronnych powstało tyle zamieszania, dlaczego liczba osób, które nie chcą skorzystać z owoców tej gałęzi rozwoju medycyny rośnie. Czy to za sprawą efektu "Woo"? Jak to możliwe, że w zdecydowanej większości dziedzin medycyny, osoby niewykształcone w tym kierunku, zdają się na decyzje specjalistów, a w wakcynologii - każdy, kto przeczytał kilka podsuniętych przez ciasteczka Google stron, uzurpuje sobie prawo do tytułowania siebie w ten sposób? Niezależnie od przyczyn tego zjawiska, zainteresowanie tematem urosło do rangi debaty ogólnospołecznej. Każdy kto wypowiada się na temat szczepień, przyciąga uwagę i toruje sobie tym samym drogę do sławy, a niejednokrotnie także do świata polityki. Nie wiem, czy można mówić o czymś takim jak "ruchy antyszczepionkowe", ale sądzę, że podsycanie konfliktów toczących się na łamach każdego portalu poruszającego tematykę szczepień jest w interesie wielu pojedynczych osób. Uważam to za jedno z najbardziej niemoralnych działań. Można tu mówić dosłownie o dążeniu po trupach do celu.
Walentynkowa akcja
Coraz częściej zastanawiam się, czy osoby wypisujące te wszystkie bzdury na temat szczepień faktycznie same w nie wierzą. Tak czy inaczej wzbudzają niebezpieczne zjawisko odstępowania od szczepień ochronnych przez rodziców dzieci, które mogłyby na nich skorzystać. W opozycji do piewców absurdu i fałszu, powstaje coraz więcej głosów opierających się na faktach. Te głosy połączyły się dziś, aby pokazać, że nie zgadzamy się na manipulację. Choć forma może lekka i dowcipna - pobudki do akcji "walentynki dla proepidemików" są bardzo poważne.Informacje na temat przedsięwzięcia znajdziecie tutaj: http://www.crazynauka.pl/walentynki-dla-proepidemikow
Dzięki http://uniguggle.blogspot.com/ możemy wzbogacić przekaz ślicznymi ilustracjami :)
Pozostałe walentynki znajdziecie na innych blogach i fan page’ach biorących udział w naszej społecznej akcji:
- http://neuropa.pl/
- http://www.crazynauka.pl/
- https://patolodzynaklatce.wordpress.com/
- http://www.totylkoteoria.pl/
- http://niezdrowybiznes.pl/
- https://www.facebook.com/K%C5%82amstwa-Jerzego-Z-1741124016160444/
- http://uniguggle.blogspot.com/
- https://www.facebook.com/FaktyMityGenetyki
- http://weglowy.blogspot.com/https://www.facebook.com/uniwersytety.dla.nauki.pajace.docyrku
Make love not war!
Wiele osób wypowiada się tak, jakby temat szczepień ochronnych należał do kategorii wyznania, a nie medycyny. Mając łatwy dostęp do całej wiedzy, jaką zbudowała myśl ludzka na przestrzeni lat - nie korzystamy z niej jak należy. Zamiast iść do przodu - tracimy energię na mielenie w kółko tych samych zagadnień. Może gdyby tak przekuć choć część tej gorliwości, która przyświeca osobom nie specjalizującym się w dziedzinie wakcynologii, a wyszukującym niuanse i haczyki w internecie i ukierunkować ją na dziedziny, którymi zajmują się zawodowo - mielibyśmy nowe wynalazki, technologie, rozwiązania biznesowe i socjologiczne? A może tak silne zainteresowanie tematem szczepień to sygnał, że należy fachowo podejść do tematu i zrealizwać studia medyczne, a potem iść dalej w tym kierunku, obierając za miejsce pracy/specjalizacji oddział zajmujący się problemami chorób zakaźnych? Znam osoby, które odnalazły swoje powołanie medyczne mając już inny fach w ręku - nigdy nie jest za późno!
Choroby zakaźne dzieci i wakcynologia to dziedzina, która mnie fascynuje i faktycznie jest mi najbliższa zawodowo. Zdaję sobie sprawę, że poruszając te zagadnienia na łamach swojego bloga, leję wodę na młyn lajków, hejtów, udostępnień itd. Czy są formy szerzenia wiedzy na dużą skalę, które nie wywoływałyby tego efektu ubocznego? Na szczęście nadal zasadnicza część mojej pracy i zdecydowana większość rozmów, które prowadzę odbywa się w tym prawdziwym świecie.
Choroby zakaźne dzieci i wakcynologia to dziedzina, która mnie fascynuje i faktycznie jest mi najbliższa zawodowo. Zdaję sobie sprawę, że poruszając te zagadnienia na łamach swojego bloga, leję wodę na młyn lajków, hejtów, udostępnień itd. Czy są formy szerzenia wiedzy na dużą skalę, które nie wywoływałyby tego efektu ubocznego? Na szczęście nadal zasadnicza część mojej pracy i zdecydowana większość rozmów, które prowadzę odbywa się w tym prawdziwym świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz